Psychoterapia Toruń https://torun.lustro.org Psycholog, psychoterapeuta w Toruniu Tue, 19 Mar 2013 10:54:04 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.1.1 Dialogiczna natura świadomości. https://torun.lustro.org/dialogiczna-natura-swiadomosci/ Tue, 19 Mar 2013 02:49:19 +0000 http://torun.lustro.org/?p=65 Usiłując sformułować definicję świadomości, psychologowie zwrócili uwagę na jej nieustanną dynamikę. Ponieważ świadomość nie jest statyczną jednostką, lecz przebiegającym na przestrzeni całego życia procesem, wysiłki badaczy skupiły się bardziej na próbie opisania jej rozwoju niż odpowiedzi, czym jest „sama w sobie”. Tak rozumiana nie jest stanem, który można osiągnąć, ale procesem ewolucyjnym, który trzeba przeżyć i który stale się zmienia z momentu na moment. Podobnie, jak ciało każdego człowieka wykształca się w ciele matki, tak nasza świadomość rodzi się i formuje, gdy zostanie obudzona i ujęta przez inną świadomość. Od tego momentu pozostawanie w interakcji z drugim człowiekiem, a później również ze światem prowadzi do nadawania znaczeń i rozwoju intencjonalności. Dzięki zdobywanej w ten sposób samoświadomości istotą świadomości staje się jej wewnętrzna dialogiczność: już nie tylko ciągła wymiana z otoczeniem określa to, kim jesteśmy, ale również sami potrafimy zająć stanowisko wobec spotykających nas wydarzeń. Będąc świadomymi pozostajemy więc w nieustającym dialogu, będącym jednocześnie naturą świadomości, jak i czynnikiem potrzebnym do jej rozwoju.

Dialogiczność świadomości ma szansę najpełniej ukazać się w spotkaniu z drugim człowiekiem. W relacji dialogu drugi człowiek jawi nam się jako coś więcej niż tylko część pola naszej świadomości. Dialog uznaje fakt suwerenności drugiego, niezależność od naszego ego, aktów świadomości, woli. Próbując lepiej uchwycić specyfikę dialogu porównajmy go z dyskusją. Tak, jak jego celem jest ukierunkowanie nas na drugą osobę i relację z nią, w „rzeczowej” dyskusji nastawieni jesteśmy na relacje z opiniami, twierdzeniami, sądami. Dla dyskusji ważne jest wzmacnianie zajmowanej przez nas pozycji (która czasem potrafi nas „pochłonąć”) za pomocą argumentów po to, by przekonać do swych racji. Jest to oczywiście niekiedy bardzo przydatne i potrzebne, ale niewiele ma wspólnego z dialogiem – w nim patrzymy, co jest ważne dla osoby, z którą się spotykamy. W dyskusji najczęściej pozostajemy nieświadomi tego, kim jest nasz adwersarz. Kiedy zaczynamy dialog, otwieramy się na drugiego – tak jakby troszeczkę się wycofujemy i dajemy przestrzeń dla nas dwóch – dla Ja i Ty. Dialog zaczyna się więc od zrobienia kroku wstecz – od otworzenia się.

Gdy wiemy już, jaki jest początek dialogicznej relacji (dzieje się to często „poza słowami”), popatrzmy, czym różni się głos w dialogu od głosu innych wypowiedzi. W nim odnoszę się do tego, co jest głęboko we mnie, nie tylko do tego, co myślę, ale także do tego, co czuję – i to jest kolejna różnica między dyskusją trenowaną u większości z nas przez lata edukacji a dialogiem. Daję wyraz temu, co faktycznie przeżywam, czuję, myślę. Mówiąc o tym, co Ty mówiłeś lub o temacie, który nas zajmuje, jednocześnie skupiam się na sobie, a nie na tym, co powiedział Platon czy prezenter telewizyjny. W dialogu nikogo nie cytuję, a jeśli tak, to tylko po to, aby powiedzieć, co jest dla mnie w obecnym kontekście najważniejsze. Moje wnętrze jest zawsze tym, co przekazuję w dialogu. Dzięki temu dialog jest tak osobisty i tworzy podstawę do spotkania. Odpowiadając, mam szansę budowania relacji i poczucia wspólnoty. Jestem zainteresowany tym, co inna osoba chce mi przekazać, co chce mi powiedzieć, o co mnie pyta, tym, co mi oferuje… To istotna, brzmiąca banalnie, ale często naruszana kolejność: dialog zaczyna się od otwartości, po której następuje odpowiedź. Odpowiadanie oznacza przekazywanie drugiej osobie mojej części, mówienie o tym, co jest dla mnie ważne.

Co ciekawe, dialog wydarza się nie tylko w przestrzeni między osobami, ponieważ dialogiczna otwartość, którą możemy mieć względem innych, jest tą samą otwartością, którą możemy mieć w stosunku do świata. Zawsze jakoś odpowiadamy na spotykane w świecie rzeczy, gdyż w każdej chwili swojego życia odnosimy się do czegoś. Próbując ująć ten niezbywalny fakt, filozof Martin Heidegger nazywał go Byciem – W – Świecie. Bycie – W – Świecie oznacza bycie w nierozerwalnej relacji ze światem, a użyte w wyrażeniu myślniki w zamyśle autora dodatkowo wskazują na to połączenie. Zawsze jestem na Ziemi, zawsze oddycham powietrzem, jestem w pewnym społeczeństwie… – jestem na tak wiele sposobów połączony ze światem. Bycie – W – Świecie stanowi podstawę i nie ma egzystencji, która by nie odnosiła się do świata.

Dlatego ilekroć spotykam się z kimś lub z czymś, zaczynam dialog – dialog w takim znaczeniu, że odnoszę się do spotkanego i nie mogę się zachowywać tak, jakby go nie było. Mój uśmiech może być odpowiedzią na zobaczony w galerii obraz. Widząc znak drogowy, zatrzymuję samochód lub bez zatrzymania jadę dalej. Jeśli ktoś mnie woła, w tym momencie zaczyna się dialog, a cokolwiek zrobię, jest odpowiedzią. Nawet zachowując się tak, jakbym tego nie słyszał, daję odpowiedź. Drugi może wtedy pomyśleć (czyli odpowiedzieć na moją odpowiedź): „pewnie to słyszałeś, ale nie chciałeś być ze mną w kontakcie.”.

Piękno i moc dialogu wynikają z tego, że poprzez spotkanie mogę być bardziej obecnym w swoim życiu. Znane w psychologii zjawisko „przepływu”, zachodzące „gdy czujemy się na swoim miejscu” ( z ang. flow – specyficzny stan optymalnego doświadczania mieszczący się między nudą a niepokojem) ma swój początek w tym, że dzięki otwartości mogę poczuć się połączony z inną osobą, z inną rzeczą, z czymś, co nie jest mną – to potrafi uczynić życie nagradzającym i sprawić, że czujemy się dobrze. Wyostrza naszą świadomość i pomaga być bardziej zrozumianym. W dialogu z innym mogę być lepiej samym sobą. Oczywiście będąc samoświadomym mogę być sobą i bez tego, ale jest to trudniejsze – dialog z innym jest formą jakiegoś spełnienia. Może to być spełnienie w spotkaniu z drugim człowiekiem lub ze światem.

Bycie oznacza bycie pytanym. Życie oznacza dawanie mojej odpowiedzi, odpowiedzi poprzez działanie. Przez moją postawę, mówienie czegoś, robienie czegoś. Czasem są jednak momenty, kiedy trudniej nam widzieć i rozumieć pytania, które przed nami stoją. Możemy też znaleźć się w sytuacji, w której czujemy się pytani, a przyczyną cierpienia jest niemożność dania odpowiedzi. Kiedy doświadczenie zablokowania rezonansu z innymi ludźmi i światem mimo prób przezwyciężenia go coraz bardziej wrasta w naszą codzienność lub kiedy postrzegamy, że od jakiegoś czasu stale nam towarzyszy, wtedy może okazać się pomocne poradnictwo psychologiczne lub psychoterapia. Pamiętam pacjenta zmagającego się z depresją, mówiącego: „kiedyś muzyka mówiła do mnie, teraz mam wrażenie jakby za każdym razem ktoś odtwarzał nudny, z góry przewidziany scenariusz”. W doświadczeniu psychoz wszystkie pytania ze świata potrafią milknąć lub mieszać się, powodując brak orientacji i olbrzymi lęk.

Na koniec chciałbym posłużyć się cytatem mojego nauczyciela psychoterapii, Alfrieda Längle, który w kontekście pomagania dobrze streszcza wyżej naszkicowane dialogiczne spojrzenie : „Psychoterapia w pierwszej kolejności musi przynosić pożytek i efekty pacjentowi, ale w drugiej – musi również interesować i dawać satysfakcję terapeucie. Jeżeli tak nie jest, jego praca nie jest warta zaufania i cierpienia pacjenta.”.

]]>
Poczucie własnej wartości. https://torun.lustro.org/poczucie-wlasnej-wartosci/ Tue, 19 Mar 2013 02:44:55 +0000 http://torun.lustro.org/?p=61

„Kiedy jesteś skoncentrowany na jakości swojego istnienia, jesteś gotowy do działania.”
Shunryu Suzuki

Wybór tematu nie jest przypadkowy, postanowiłem go szerzej poruszyć, ponieważ w swojej pracy terapeutycznej stosunkowo często natrafiam na różnorodne konflikty i deficyty w obszarze poczucia własnej wartości. W trakcie terapii staje się ono czasem tematem – kluczem do rozumienia takich zaburzeń, jak depresje, uzależnienia i współuzależnienia ( od substancji, czynności, innych osób…), zaburzenia odżywiania czy patologiczny wstyd i poczucie winy. Im poczucie wartości jest niższe, tym łatwiej popadamy w lęk, jeśli jest wyższe, lękamy się mniej, a lęk, którego doświadczamy, możemy łatwiej zaakceptować i efektywniej sobie z nim radzić. W tym krótkim wpisie chciałbym choćby tylko pobieżnie przybliżyć tę ważną część naszego wewnętrznego pejzażu, zachęcając Czytelnika do spojrzenia trochę bardziej w głąb siebie. Dla niektórych może się to okazać pomocne w lepszym zrozumieniu własnych trudności, innym może się przysłużyć, gdy podczas lektury pomyślą o osobach sobie bliskich.

Rozumiejąca i akceptująca postawa wobec samego siebie, wyznaczanie sobie realistycznych, osiągalnych celów, umiejętność integracji sukcesów i porażek bez utraty szacunku do samych siebie – to sprzymierzeńcy budowania stabilnego i odpornego poczucia własnej wartości. Czuję swoją wartość, kiedy potrafię dostrzec moją indywidualność, niezastępowalność i docenić ją. Obserwacje tego psychicznego fenomenu dokonywane przez badaczy różnych dziedzin nauk społecznych ukazują nam, że nie jest to coś wrodzonego, że jest to proces związany z socjalizacją, proces, który tworzy w nas przekonanie: „dobrze, że jestem człowiekiem”. W jaki sposób zachodzi w nas podobne przekonanie – uczucie? Upraszczając nieco, możemy powiedzieć, że aby wykształcenie się takiego uczucia w nas było możliwe, potrzebujemy fundamentu składającego się z uwagi, szacunku, sprawiedliwości i docenienia z zewnątrz. Nie znaczy to jednak, by źródło osobistej własnej wartości było kreowane przez opinie innych ludzi, ugrupowań czy instytucji. Ono fundamentalnie nie zależy od tego, czy jestem młody, stara, czy jestem kobietą, czy mężczyzną, inteligentna czy głupi. Nasza wartość płynie z tego, że jesteśmy ludźmi i nie jesteśmy zastępowalni. Jesteśmy, kim jesteśmy. I poprzez to mamy ogromną wartość sami w sobie, przede wszystkim dla siebie. I tylko jeśli traktujemy siebie jako kogoś wartościowego, jeśli żyjemy w autentyczny sposób, świat również może nas tak potraktować, gdyż również odczuwa, czy mamy szacunek względem siebie. Z drugiej strony, gdy odczuwamy własną wartość, możemy ten stan utrzymać, jeśli jest on widziany przez świat zewnętrzny, choćby przez kilka osób. Ujmując to obrazowo, możemy powiedzieć, że poczucie własnej wartości jest zasilane z dwóch źródeł – przez nas samych i przez ludzi, których napotykamy. Znaczy to, że jeśli ktoś w ciągły sposób jest umniejszany przez osoby wokół, wtedy nie może utrzymać swojego poczucia wartości, może tylko utrzymać chęć przetrwania. Na przykład jedną z „subtelniejszych” form mobbingu jest niezauważanie osoby, jej obecności.

Wymowną ilustracją tej psychologicznej zależności jest poruszająca historia Amerykanina Dave’a Pelzera, w dzieciństwie nieludzko traktowanego przez swoją matkę. Po latach napisał on autobiograficzną książkę pt.: Dziecko zwane „to” ( Tytuł oryginału brzmi: A Child Called „It”: One Child’s Courage to Survive, na język polski przełożona pod tytułem Dziecko zwane „niczym” czyli dziecięca wola przetrwania). Opisuje w niej, jak był torturowany na wiele wyjątkowo okrutnych sposobów, dając jednocześnie wnikliwe i poruszające świadectwo tego, jak doszedł do pragnienia przetrwania, a następnie – gdy został zabrany matce – jak musiał walczyć, aby odnaleźć własną wartość. Robił wiele różnych rzeczy, również nieetycznych czy kryminalnych, aby móc być akceptowanym przez innych. W końcu trafił do wojska, co okazało się dla niego bardzo pomocne. Ponieważ w wojsku są sztywne, jasne zasady narzucone z zewnątrz i nie trzeba ich wytyczać samodzielnie, mógł uzyskać więcej szacunku do siebie i własnej wartości. Ten i wiele podobnych przykładów pozwala powiedzieć, że własna wartość odpowiada byciu widzianym przez świat zewnętrzny i otrzymywaniu zauważenia. Sam tytuł książki brzmi Dziecko zwane „to”, gdyż matka najpierw mówiła do syna po imieniu, później mówiła o nim „chłopiec”, jeszcze później „to”. Nie był więc rozpoznawany, traktowany jako człowiek, stał się rzeczą.

Ten skrajny, perwersyjny przykład pozwala nam wszystkim zwrócić uwagę, że jednym z ważniejszych doświadczeń poczucia własnej wartości jest posiadanie indywidualnego imienia – to dzięki niemu nie jesteśmy anonimowi – anonimowość oznacza bycie częścią jakiejś masy, bycie „człowiekiem bez właściwości”, dlatego zazwyczaj jesteśmy wyczuleni, kiedy inni ludzie przekręcają nasze imię czy nazwisko. Doświadczenie w terapii par ukazuje małżeństwa, które mówią: „mężczyzna powiedział”, „kobieta powiedziała” albo „ojciec powiedział”, „matka powiedziała”. Wtedy jest się zredukowanym do funkcji, roli, wtedy gubi się swoją indywidualność. Wyraz szacunku dla indywidualności okazywany poprzez imię możemy spotkać na przykład w kulturze francuskiej. Francuzi witając się zawsze dodają imię, a jeśli nie znają imienia, mówią na przykład „bonjour mademoiselle”.

Widzimy dotychczas, że własna wartość ma źródło w nas samych i naszym środowisku, pomagającym nam zbudować szacunek do istniejącej w nas indywidualności – taki opis jednak nie jest kompletny i nie oddaje całej złożoności tego psychicznego fenomenu. Wypływa ona nie tylko z faktu naszego istnienia. Własna wartość jest też budowana i wzmacniana przez sposób, w jaki się zachowujemy. Jest tworzona przy pomocy naszych zdolności i tego, jaki czynimy z nich użytek. Ten aspekt jest związany z odpowiedzialnością – odpowiedzią dawaną światu – i prowadzi nas do pytania: „ czy uważam drogę mojego życia za dobrą?”. Patrzę, jak traktuję siebie i otoczenie, dokonując samooceny we własnym sumieniu.

A jeśli uważam siebie i drogę, którą podążam, za właściwą, mam również pozytywne, nagradzające uczucia związane z własną wartością – więc komponentami są tutaj doświadczanie i działanie, które wzajemnie się warunkują. Ważne jest, aby oba – mój sposób bycia i traktowania siebie i świata – miały pozytywny wpływ na mnie i na świat. Mogę więc doświadczyć wartości i budować ją wtedy, gdy radzę sobie w jakiś sposób ze światem i eksponuję siebie na ten świat. Zostając w domu i zamykając drzwi, pozostaje mi fantazjować o tym, jak wspaniałą osobą jestem, ale nie poddaję tego testowi rzeczywistości. Mogę myśleć pod prysznicem, że jestem najwspanialszą śpiewaczką na świecie, ale nigdy nie wyjdę na scenę… Więc to budowanie własnej wartości i jej doświadczanie wymaga ekspozycji na świat i pewnego dialogu ze światem. Ludzie, którzy izolują się od świata, mają obniżone albo bardzo kruche poczucie własnej wartości, ponieważ nie mają dla niego stabilnego fundamentu. Nie mogą wtedy doceniać siebie, gdyż nie mogą doświadczać i oddziaływać w wartościowy sposób.

Poczucie własnej wartości jest naszą wewnętrzną miarą ciągłego dialogu doświadczania i oddziaływania. Gdy ta miara działa sprawnie, jesteśmy głębiej świadomi własnych uczuć i chcemy dać im wyraz, wnieść je w świat.

Oczywiście powyższy opis jest opisem modelowym, pewną pomocną abstrakcją, która powinna być za każdym razem testowana w bogactwie rzeczywistości. Praktyka życia codziennego ukazuje, że nie zawsze jest możliwe, aby omawiane kwestie przedstawić w prosty i jasny sposób. Niekiedy w temat poczucia własnej wartości są zaangażowane inne wątki lub ustalanie jego granic nie jest łatwe, gdy problem dotyczy wielu obszarów. Trudności w wytyczaniu granic dobrze widać na przykładzie języka: w języku niemieckim mamy rzeczownik das Selbstwertgefühl na określenie poczucia własnej wartości oraz die Selbsteinschätzung na określenie samooceny, która jest bardziej związana z działaniem. Angielskie terminy self-value – własna wartość i self-esteem – samoocena nie stanowią ich dokładnych odpowiedników i przy mechanicznym tłumaczeniu nie pokrywałyby się ze sobą w dokładny sposób. Podobnie dobra psychoterapia jest zawsze wrażliwa na istniejący kontekst, potrafiąc dostrzec złożoność naszego doświadczenia. Na przykład: mogę nie mieć wysokiej samooceny, kiedy coś robię, ale nadal mogę zachować poczucie, że to dobrze, że żyję i mogę coś dobrego zrobić. Stale niska samoocena na pewno wpłynie na poczucie własnej wartości, jednak gdy zrobimy coś, czego nie chcemy, nie musi być ono automatycznie zachwiane.

Spójrzmy teraz na parę częściej spotykanych zakłóceń. Osoby, którym brakuje wartości własnej, niekiedy starają się ją wzmocnić poprzez osiągnięcie powodzenia bez odniesienia do własnych uczuć. W takim wypadku nie opuszcza ich uporczywa potrzeba kreowania osobistego sukcesu. Nawet jeśli osiągną sukces, ale nie przeznaczą wystarczająco dużo czasu na kontakt ze sobą i ze swoimi uczuciami, na zadowolenie i relacje, wtedy własna wartość pozostanie niestabilna lub krucha. Z drugiej strony paradoksalnie nierzadko potrafią sprawiać wrażenie pewnych siebie, co kosztuje ich wiele energii. Takie osoby są wrażliwe na każdą krytykę, ponieważ krytyka zabiera im jedyny grunt, na którym stoją – akceptację społeczną bądź kurczowo pożądany splendor. Z kolei na drugim biegunie mamy sytuację, gdy ktoś odnosi się tylko do swojego wnętrza, przeznaczając wiele czasu na działalność artystyczną czy relację, nie mając lub mając bardzo mało sukcesów w zewnętrznym świecie ( ze względu na brak energii, siły woli, niechęć społeczną…) – może posiadać intymną własną wartość, ale gdy nie przechodzi ona testu rzeczywistości, nie ma okazji się skonsolidować i również pozostaje krucha. Tu przykład stanowią osoby bardzo nieśmiałe, nie mające wystarczająco dużo odwagi.

Ostatni rodzaj trudności, na który chciałbym zwrócić uwagę Czytelnika, dotyczy osób, które pozostając same ze sobą, odczuwają ogromnie raniącą, wewnętrzną, bezwartościową pustkę. Czują się tylko w odbiciu zewnętrznym, zachowują się więc nieustannie tak, aby uzyskać potwierdzenie wartości, o którym wewnętrznie nie są przekonane.

***
W godnym polecenia poradniku pt. Poczucie własnej wartości autorstwa Sharon Wegscheider-Cruse kilkakrotnie możemy przeczytać, iż poczucie własnej wartości jest wyborem i nie jest wrodzone. Czasem ta wiedza potrafi nam umknąć, gdyż na ocenę własnej osoby, składają się komunikaty (werbalne i niewerbalne) otrzymane od osób odpowiedzialnych za nasze wychowanie i ważnych dla nas; są to opinie na nasz temat, które z czasem zaczynamy traktować jako własne. I choć samo rozpoznanie i nazwanie problemu nie jest jeszcze jego rozwiązaniem, to jednak stanowi pierwszy i konieczny krok do pożądanej zmiany. Działanie, dawanie swojego wkładu w świat, to jeden z dwóch filarów, na których opiera się własna wartość; drugim jest to, co odczuwam, moja autentyczność, indywidualność – czy ja ją odczuwam i czy mogę powiedzieć „tak” tej osobie we mnie?

]]>
Świat relacji interpersonalnych. https://torun.lustro.org/swiat-relacji-interpersonalnych/ Tue, 19 Mar 2013 02:35:58 +0000 http://torun.lustro.org/?p=56 Wszyscy, będąc w różnych relacjach, w pewien sposób doświadczamy, że czasem na drodze wzajemnego porozumienia mogą stać przeszkody: nawet jeśli coś nie jest naszą intencją, „nie jest w naszym sercu”, druga osoba może tak czuć i nas prowokować. Niekiedy bywa również tak, że my sami nasze nawyki wyrażania siebie odczuwamy jako zbyt sztywne, widzimy jak trudno nam je zmieniać stosownie do okoliczności. Zazwyczaj tego typu uciążliwe reakcje są w głównej mierze wynikiem osobistej historii, która bywa silnie zdominowana przez pewne doświadczenia, inne dla każdego z nas, historii kształtującej na co dzień nieuświadamiane uczucie związane z różnymi formami kontaktu i bliskości. Połowa zapytanych ludzi odpowiada, że nie jest usatysfakcjonowana ze swoich relacji: nie odczuwa wystarczająco dużo ciepła, radości, przytulności. Jest to szczególnie bolesne, kiedy zaczyna się w dzieciństwie. Również sytuacje życia codziennego przekonują, że istnieje między nami wielka różnorodność doświadczeń bycia z drugim człowiekiem. Aby uzyskać większą jasność tej różnorodności, każdy z nas może się zapytać: co czuję, gdy pomyślę o kształcie moich relacji? Co w nich wyłania się na pierwszy plan? Może to być zadowolenie. Odrzucenie. Niepewność. Rezygnacja. Zgorzknienie. Osamotnienie, nawet pomimo bycia w relacji. Tęsknota. Ból. Nadzieja. To tylko kilka możliwych rozwiązań, praktyka pokazuje, że porównanie swojej odpowiedzi z odpowiedziami innych osób potrafi nas czasem mocno zaskoczyć.

Właśnie taki osobisty, wewnętrzny pejzaż determinuje nasze życie – tym bardziej, im bardziej pozostaje nieświadomy. To od proporcji różnych emocjonalnych składników zależy szereg naszych zachowań, m.in.: czy łatwiej mi oferować bliskość, czy też przyjmować ją od kogoś; czy w kontaktach z innymi mam tendencje do zacierania bądź tracenia swoich granic; czy staram się robić to, co podejrzewam, że inni ode mnie oczekują; czy buntuję się, czując się w pewien sposób zawłaszczony przez innych; czy czekam z nadzieją przez lata, by w końcu przeżyć, doświadczyć jednego, dobrego, głębokiego związku; czy zawsze staram się wycofać będąc w towarzystwie nieznajomych osób. Gdy czuję niepewność będąc przy innych lub gdy mam problem, by powiedzieć „nie”, prawdziwa bliskość nie jest możliwa – w takich przypadkach prowadzi do zależności.

Podobne przyglądanie się sobie zyskuje sens wtedy, gdy jest motywowane patrzeniem w przyszłość. Wtedy może nam pomóc jaśniej dostrzec własne trudności, sprawdzić, jakie mamy zasoby i czego potrzebujemy – wszystko po to, by dać szczęściu więcej szans ulepszając nasze więzi z innymi. Relacja, którą mam, jest w połowie wynikiem mojego wkładu w nią, jednak jej ostatecznie pożądany kształt przybiera dla każdego z nas inne formy, co potrafi być źródłem wielu nieporozumień. Czasem jest to nierealistyczna fantazja o związku zupełnie pozbawionym napięć, bez wymagań. Prawdziwy związek jest dobry, kiedy ( w imię czego?) jest w stanie poradzić sobie z nieuniknionymi napięciami. Przypomina trasę rzeki, w której rzeka uczuć może płynąć. Jeśli związek łączący mnie z drugą osobą jest głęboki, umożliwia dobry przepływ – wtedy też doświadczamy, jak wiele życia potrafi w nim drzemać. Podsumowując – możemy powiedzieć, że życie wydarza się w relacjach albo nie wydarza się w ogóle.

W doświadczeniu psychoterapii uznającej psychodynamiczny wymiar naszej egzystencji relacja między profesjonalistą a pacjentem pozwala na lepsze poznanie funkcjonowania w świecie związków międzyludzkich. Jest to możliwe, gdyż psychoterapeuta dzięki wieloletniemu szkoleniu, trochę jako wsparcie i pomocny komentator, a trochę jako „wzbudzacz” mądrych pytań ( a nie np. jako guru czy pseudo-rodzic!), jest przygotowany do pielęgnowania relacji terapeutycznej stanowiącej czasem zaniedbany fundament pod budowę pożądanej bliskości w codziennym życiu.

]]>
Ważność więzi emocjonalnych. https://torun.lustro.org/waznosc-wiezi-emocjonalnych/ Tue, 19 Mar 2013 01:56:31 +0000 http://torun.lustro.org/?p=38

Jednym z częściej pojawiających się w trakcie spotkań psychoterapeutycznych tematów jest więź z bliskimi osobami i cierpienie, jakie niosą ze sobą relacje nie dające poczucia zrozumienia, naznaczone raniącą obojętnością bądź agresją. Doświadczenie przychodzących na terapię osób znalazło odbicie w badaniach klinicznych i bazujących na nich metodach psychologicznego leczenia. Od końca lat 50 XX wieku teoria psychodynamiczna, a za nią opierająca się na niej technika psychoterapeutyczna zaczęły poświęcać więcej uwagi kwestiom tworzenia się ważnych emocjonalnie związków. Dziś, ponad pół wieku później, opisująca ten proces teoria przywiązania cieszy się znacznym zainteresowaniem naukowców badających procesy leżące u podstaw rozwoju i zachowania. Nic w tym dziwnego – z gromadzonych danych wyłaniał się coraz ostrzejszy obraz pokazujący, że tworzenie intymnych emocjonalnych więzi pomiędzy dzieckiem a opiekunem ma podstawowe znaczenie dla rozwoju jednostki i pełni funkcję biologiczną. Uformowane w tym czasie style przywiązania silnie wpływają na rozumienie przez nas społecznego świata, a także – zwrotnie, jako nasza odpowiedź – na tworzenie go za pomocą relacji, które nawiązujemy. W procesie rozwoju fizyczna pępowina zostaje zastąpiona psychiczną potrzebą uczucia bliskości z matką, potrzebą widoczną u wyżej rozwiniętych zwierząt. Jak podstawowa jest ona dla człowieka, w sposób skrajny ukazują tragiczne historie dzieci, które mając zapewnione dobre warunki zewnętrzne, umierały z powodu braku możliwości wytworzenia emocjonalnej więzi z opiekunem.

Klasyczne już dziś ujęcie tego tematu sformułował angielski psychiatra i psychoanalityk, John Bowlby, którego pionierski w dziedzinie badań nad przywiązaniem artykuł pt.: The Nature of the Child’s Tie to His Mother ukazał się w 1958 roku na łamach „The International Journal of Psychoanalysis”. W tym samym roku opublikowano również pracę H.F. Harlowa pt.: The Nature of Love poświęconą tworzeniu się więzi między małymi rezusami a ich matkami. Na podstawie obserwacji małp autor stwierdził, że powstawanie szczególnej relacji między matką a dzieckiem nie opiera się przede wszystkim na zaspokajaniu głodu noworodka. Od urodzenia dominującą potrzebą jest bowiem bliskość i kontakt z rodzicem. Wynik powyższej obserwacji świata zwierząt jest prawdziwy również w odniesieniu do dzieci człowieka.

Teoria stworzona przez Bowlby’ego sięga swymi korzeniami do psychoanalizy Zygmunta Freuda. Angielski uczony w wymienionej wyżej publikacji skrytykował jednak dotychczasowe poglądy na temat natury więzi matki i dziecka. Była to również trafna krytyka ówczesnego środowiska psychoanalitycznego, dogmatycznie skoncentrowanego na teorii seksualnej, uznającej seksualność jako jedyny pierwotny fenomen kształtujący życie psychiczne. Systematyczne badania empiryczne kazały Bowlby’emu odrzucić to apodyktyczne przekonanie i przyznać pierwszeństwo przywiązaniu i poczuciu bezpieczeństwa. Zauważył on, że założenia teorii „popędu” wtórnego, rozwijane w pracach ówczesnych psychoanalityków, nie znalazły potwierdzenia w wynikach jego obserwacji. Nie był jednak osamotniony w swych poszukiwaniach badawczych – zalążki swojej teorii widział w ustaleniach etologów i psychoanalityków węgierskich, np. I. Hermanna Michaela i Alice Balint.

Od tego czasu teoria przywiązania, dzięki potwierdzanej empirycznie zdolności wyjaśniania szerokiego spektrum zjawisk rozwojowych, umacniała swoją pozycję w psychologii i stała się punktem odniesienia dla wielu badaczy i praktyków. Zebrane podczas jej testowania dane wskazywały na niedostatki ówcześnie dominującego modelu biologiczno – medycznego w leczeniu zaburzeń psychicznych, odwołującego się jedynie do farmakoterapii czy neurochirurgii. Podobne wnioski w tym czasie wyciągali niezależnie od siebie psychologowie i psychiatrzy sprawdzający różne hipotezy dotyczące rozwoju i zachowania człowieka. Dzięki ich dociekaniom wiemy, iż to, jak się zachowujemy i jaką mamy osobowość, jest „zapisane” w naszym mózgu jako skomplikowany wzorzec połączeń, który może ulegać zmianie pod wpływem doświadczenia podczas całego naszego życia. Mimo pieczołowicie gromadzonych dowodów klinicznych wielokrotnie potwierdzających skuteczność psychologicznych interwencji w leczeniu zaburzeń psychicznych, brak możliwości efektywnego badania subtelnych funkcji mózgu zniechęcał do zajmowania się procesami umysłowymi i ich zmianami w procesie leczenia psychologicznego. Ten stan uległ radykalnej zmianie w okresie ostatnich kilkunastu lat. Rozwój nowych technik badania mózgu ( PET, SPECT, fMRI ) pozwolił na precyzyjniejsze określenie relacji pomiędzy pracą mózgu a funkcjami psychicznymi obserwowanymi klinicznie. Dzięki temu dziś patrzymy na zdrowie psychiczne jako na wynik działania zarówno funkcji stricte zdeterminowanych biologicznie ( genetycznych, konstytucjonalnych, związanych z funkcjonowaniem innych organów ciała), jak też szeroko pojętych doświadczeń ( głównie związanych z relacjami interpersonalnymi, społecznymi czy kulturowymi ). Teoria przywiązania opisuje jeden z ważniejszych wymogów harmonijnego rozwoju, mający psychologiczne podłoże. Stanowi jeden z przykładów na to, że dziś każda profesjonalna diagnoza stanu psychicznego powinna określać udział obu czynników w doświadczanym cierpieniu tak, aby zaproponować optymalnie dopasowane leczenie.

]]>