Wszyscy, będąc w różnych relacjach, w pewien sposób doświadczamy, że czasem na drodze wzajemnego porozumienia mogą stać przeszkody: nawet jeśli coś nie jest naszą intencją, „nie jest w naszym sercu”, druga osoba może tak czuć i nas prowokować. Niekiedy bywa również tak, że my sami nasze nawyki wyrażania siebie odczuwamy jako zbyt sztywne, widzimy jak trudno nam je zmieniać stosownie do okoliczności. Zazwyczaj tego typu uciążliwe reakcje są w głównej mierze wynikiem osobistej historii, która bywa silnie zdominowana przez pewne doświadczenia, inne dla każdego z nas, historii kształtującej na co dzień nieuświadamiane uczucie związane z różnymi formami kontaktu i bliskości. Połowa zapytanych ludzi odpowiada, że nie jest usatysfakcjonowana ze swoich relacji: nie odczuwa wystarczająco dużo ciepła, radości, przytulności. Jest to szczególnie bolesne, kiedy zaczyna się w dzieciństwie. Również sytuacje życia codziennego przekonują, że istnieje między nami wielka różnorodność doświadczeń bycia z drugim człowiekiem. Aby uzyskać większą jasność tej różnorodności, każdy z nas może się zapytać: co czuję, gdy pomyślę o kształcie moich relacji? Co w nich wyłania się na pierwszy plan? Może to być zadowolenie. Odrzucenie. Niepewność. Rezygnacja. Zgorzknienie. Osamotnienie, nawet pomimo bycia w relacji. Tęsknota. Ból. Nadzieja. To tylko kilka możliwych rozwiązań, praktyka pokazuje, że porównanie swojej odpowiedzi z odpowiedziami innych osób potrafi nas czasem mocno zaskoczyć.
Właśnie taki osobisty, wewnętrzny pejzaż determinuje nasze życie – tym bardziej, im bardziej pozostaje nieświadomy. To od proporcji różnych emocjonalnych składników zależy szereg naszych zachowań, m.in.: czy łatwiej mi oferować bliskość, czy też przyjmować ją od kogoś; czy w kontaktach z innymi mam tendencje do zacierania bądź tracenia swoich granic; czy staram się robić to, co podejrzewam, że inni ode mnie oczekują; czy buntuję się, czując się w pewien sposób zawłaszczony przez innych; czy czekam z nadzieją przez lata, by w końcu przeżyć, doświadczyć jednego, dobrego, głębokiego związku; czy zawsze staram się wycofać będąc w towarzystwie nieznajomych osób. Gdy czuję niepewność będąc przy innych lub gdy mam problem, by powiedzieć „nie”, prawdziwa bliskość nie jest możliwa – w takich przypadkach prowadzi do zależności.
Podobne przyglądanie się sobie zyskuje sens wtedy, gdy jest motywowane patrzeniem w przyszłość. Wtedy może nam pomóc jaśniej dostrzec własne trudności, sprawdzić, jakie mamy zasoby i czego potrzebujemy – wszystko po to, by dać szczęściu więcej szans ulepszając nasze więzi z innymi. Relacja, którą mam, jest w połowie wynikiem mojego wkładu w nią, jednak jej ostatecznie pożądany kształt przybiera dla każdego z nas inne formy, co potrafi być źródłem wielu nieporozumień. Czasem jest to nierealistyczna fantazja o związku zupełnie pozbawionym napięć, bez wymagań. Prawdziwy związek jest dobry, kiedy ( w imię czego?) jest w stanie poradzić sobie z nieuniknionymi napięciami. Przypomina trasę rzeki, w której rzeka uczuć może płynąć. Jeśli związek łączący mnie z drugą osobą jest głęboki, umożliwia dobry przepływ – wtedy też doświadczamy, jak wiele życia potrafi w nim drzemać. Podsumowując – możemy powiedzieć, że życie wydarza się w relacjach albo nie wydarza się w ogóle.
W doświadczeniu psychoterapii uznającej psychodynamiczny wymiar naszej egzystencji relacja między profesjonalistą a pacjentem pozwala na lepsze poznanie funkcjonowania w świecie związków międzyludzkich. Jest to możliwe, gdyż psychoterapeuta dzięki wieloletniemu szkoleniu, trochę jako wsparcie i pomocny komentator, a trochę jako „wzbudzacz” mądrych pytań ( a nie np. jako guru czy pseudo-rodzic!), jest przygotowany do pielęgnowania relacji terapeutycznej stanowiącej czasem zaniedbany fundament pod budowę pożądanej bliskości w codziennym życiu.